Waldemar Sobota w ostatnich tygodniach jest jednym z kluczowych ogniw Śląska Wrocław. Mimo to ani on, ani jego koledzy nie są powoływani przez Franciszka Smudę. - Dwóch czy trzech piłkarzy z naszej drużyny na pewno już dziś poradziłoby sobie w reprezentacji - przekonuje skrzydłowy lidera Ekstraklasy w wywiadzie dla 2x45.com.pl.
- Zbliża się półmetek Ekstraklasy, a Śląsk coraz wygodniej rozsiada się w fotelu lidera.
Waldemar Sobota: - Tabelę na razie zostawiamy z boku. Skupiamy się z meczu na mecz na kolejnym przeciwniku i zawsze dajemy z siebie sto procent. Jak dotąd z bardzo dobrym skutkiem. Pozostaje życzyć sobie, żebyśmy tak samo grali do końca roku i utrzymali to pierwsze miejsce.
- Gracie bardzo dobrze, ale też inni grają dla Was. Zwłaszcza Wisła i Lech.
- Na pewno warto odnotować fakt, że wygrywamy zarówno z faworytami jak i z drużynami z dołu tabeli. Ale nie ma się co ekscytować. Wystarczy, że będą dwa mecze bez zwycięstwa. Wtedy w tabeli znów zrobi się tłoczno i pozycja lidera stanie się zagrożona.
- Z tabeli można wyczytać, że Śląsk nie idzie na kompromisy. W trzynastu kolejkach tylko jeden remis. Stosujecie zasadę "wóz, albo przewóz"?
- Dokładnie. I większość tych spotkań rozstrzygaliśmy na swoją korzyść, dzięki czemu mamy sporą przewagę, mimo trzech porażek. Punktami podzieliliśmy się tylko z Górnikiem na starcie sezonu. Później albo braliśmy wszystko, albo nic.
- W czym tkwi siła Śląska?
- Przede wszystkim mamy bardzo silną, wyrównaną kadrę. Obojętnie, kto zagra w pierwszym składzie, jakość jest zawsze. Do tego w szatni panuje świetna atmosfera. Dobrze się rozumiemy, nie ma konfliktów i to potem znajduje odbicie na boisku.
- Nie grozi Wam popadnięcie w samozadowolenie? Po serii zwycięstw siłą rzeczy może być trudniej o koncentrację.
- To nam nie grozi, zapewniam. Nie spoczywamy na laurach, bo wiemy, że tak naprawdę jeszcze nic nie osiągnęliśmy. Jeżeli będziemy liderem po ostatniej kolejce, wtedy będzie wielka radość. Teraz nie ma o tym mowy.
- A gdyby co, trener Orest Lenczyk chyba nie pozwoli piłkarzom "odlecieć"? On słynie z tego, że trzyma zawodników w ryzach.
- Bez wątpienia. Szkoleniowiec tonuje nasze nastroje, jeśli uzna, że są zbyt optymistyczne. Wie, kiedy jakich słów użyć, żeby nas zmobilizować do dalszej walki i ciężkiej pracy. Na treningach nikt nie może sobie odpuścić.
- Trener Lenczyk dość długo się do Pana przekonywał, ale chyba w końcu się przekonał. Od jakiegoś czasu regularnie gra Pan w pierwszym składzie. Dawniej bywało różnie.
- Bywało różnie, bo jak wspominałem, każdy z nas może grać od początku i nie będzie osłabiał drużyny. Ale faktycznie, w siedmiu kolejnych meczach zaczynałem od pierwszych minut, nie licząc meczu z Bełchatowem [porażka 0:3, red.], z którego wyeliminowała mnie grypa żołądkowa. Tym bardziej się cieszę, że utrzymuję się na powierzchni przy takiej konkurencji. Najlepiej było ją widać w Lubinie. Szansę po dłuższej przerwie dostał Piotrek Ćwielong i od razu został jednym z bohaterów.
- Lenczyk powiedział kiedyś, że niewiele wynika z "wiatru", który Sobota robi na boisku. Wydaje się, że to nadal Pana problem. W tym sezonie ligowym jak dotąd strzelił Pan tylko jednego gola i zanotował jedną asystę. Mało...
- Z pewnością pod tym względem mogłoby być lepiej, ale najwidoczniej moja gra nie wygląda tak źle. Staram się przede wszystkim pracować dla drużyny, mój interes schodzi na dalszy plan. I skoro trener daje mi coraz więcej szans, najwidoczniej jest zadowolony.
- Po pierwszych tygodniach w Ekstraklasie mówił Pan, że musi wiele poprawić odnośnie taktyki. Udało się?
- Tak, bo teraz jestem znacznie bardziej przydatny w grze defensywnej. To chyba widać gołym okiem. Nie ograniczam się tylko do ataku. Na takim poziomie trzeba prezentować trochę więcej. Co nie znaczy, że już jest idealnie. Ogólnie w Ekstraklasie nabrałem sporego doświadczenia i jestem dziś lepszym piłkarzem.
- Nie dziwi Pana, że żaden piłkarz Śląska nie jest powoływany do reprezentacji Polski?
- Mówi o tym coraz więcej osób. Też to zauważyłem. Nie mogę jednak powiedzieć nic innego niż to, że Franciszek Smuda ma swoją koncepcję i nie chcę ingerować w jego wizję. Nie powiem mu, że ma od dziś powoływać zawodników Śląska. Choć gdyby chciał, na pewno dwóch, trzech piłkarzy z naszej drużyny mógłby od razu wziąć na kadrę i poradziliby sobie.
- Wśród nich jest Waldemar Sobota?
- Nie mnie oceniać. Nie wiem nawet, czy selekcjoner ma wyrobioną jakąś opinię na mój temat.
- Rok temu przymierzano Pana do Wisły Kraków. Później już nie był Pan bohaterem transferowych plotek. Nikt się Panem nie interesuje?
- Nic mi nie wiadomo o innych klubach. Przy okazji meczu Polska - Włochy do Wrocławia przyjeżdża mój agent Marek Citko. Spotkamy się, pogadamy i dowiem się, co nowego słychać w tych kwestiach.
- O jakiejś konkretnej lidze Pan marzy?
- Zawsze chciałem występować w Bundeslidze. Najlepiej w Bayernie Monachium, któremu bardzo kibicuję, ale nie wiem, czy jest to dla mnie osiągalne.
- Robert Lewandowski jeszcze kilka lat temu to samo mógłby powiedzieć o Borussi Dortmund.
- Jego przykład mnie inspiruje. Robert pokazuje, że ciężką pracą można wspinać się coraz wyżej i zajść bardzo wysoko.
- Gdy rozmawialiśmy pod koniec ubiegłego roku, mówił Pan, że w styczniu czeka go egzamin na trenera drugiej klasy. Udało się zdać?
- Tak, powiodło się i można powiedzieć, że dziś jestem trenerem drugiej klasy (śmiech).
- Będzie coś dalej?
- Na razie niczego nie planuję. Teraz koncentruję się tylko na graniu w piłkę.
- Ma Pan już jednak za sobą zajęcia z młodymi zawodnikami MKS Kluczbork.
- Kilka razy wziąłem udział w czymś takim. Już na początku roku dostałem zaproszenie od działaczy MKS i skorzystałem z tego. Fajna przygoda, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że po zakończeniu kariery chciałbym prowadzić grupy młodzieżowe. Może trenerem będę nawet lepszym niż piłkarzem.
materiał: 2x45minut.com