środa, 30 listopada 2011

Smuda: Powołam Sobotę do kadry. Może też Milę i Celebana


Selekcjoner reprezentacji Polski, Franciszek Smuda, przychylniejszym okiem spojrzał na piłkarzy Śląska Wrocław. Choć jeszcze niedawno twierdził, że zawodnicy lidera Ekstrakalsy nie mają większych szans na powołanie do kadry, teraz zmienił zdanie.
- Nie ukrywam, że mam na oku dwóch, trzech zawodników wrocławskiej drużyny. I mają szansę na znalezienie się w szerokiej kadrze reprezentacji Polski - mówi " GazecieWrocławskiej" Franciszek Smuda. - Podoba mi się zwłaszcza Waldemar Sobota. Świetnie zagrał w ostatnim meczu z Wisłą Kraków.

Trener nie wyklucza również powołania Sebastiana Mili. - Znam dobrze tego chłopaka, wiem na co go stać. To dobry piłkarz. Nie mówię “nie" także w przypadku Piotra Celebana - mówi Smuda.

Selekcjoner skreśla za to ostatecznie Dariusza Pietrasiaka, Jarosława Fojuta i Przemysława Kaźmierczaka.

Jeszcze dwa tygodnie temu Smuda twierdził, że Sebastian Mila nie pasuje do Kadry

źródło: gazeta wrocławska

środa, 16 listopada 2011

Trenerem mogę być nawet lepszym niż piłkarzem....


Waldemar Sobota w ostatnich tygodniach jest jednym z kluczowych ogniw Śląska Wrocław. Mimo to ani on, ani jego koledzy nie są powoływani przez Franciszka Smudę. - Dwóch czy trzech piłkarzy z naszej drużyny na pewno już dziś poradziłoby sobie w reprezentacji - przekonuje skrzydłowy lidera Ekstraklasy w wywiadzie dla 2x45.com.pl.

- Zbliża się półmetek Ekstraklasy, a Śląsk coraz wygodniej rozsiada się w fotelu lidera.
Waldemar Sobota:
 - Tabelę na razie zostawiamy z boku. Skupiamy się z meczu na mecz na kolejnym przeciwniku i zawsze dajemy z siebie sto procent. Jak dotąd z bardzo dobrym skutkiem. Pozostaje życzyć sobie, żebyśmy tak samo grali do końca roku i utrzymali to pierwsze miejsce.

 - Gracie bardzo dobrze, ale też inni grają dla Was. Zwłaszcza Wisła i Lech.
 - Na pewno warto odnotować fakt, że wygrywamy zarówno z faworytami jak i z drużynami z dołu tabeli. Ale nie ma się co ekscytować. Wystarczy, że będą dwa mecze bez zwycięstwa. Wtedy w tabeli znów zrobi się tłoczno i pozycja lidera stanie się zagrożona.

 - Z tabeli można wyczytać, że Śląsk nie idzie na kompromisy. W trzynastu kolejkach tylko jeden remis. Stosujecie zasadę "wóz, albo przewóz"?
 - Dokładnie. I większość tych spotkań rozstrzygaliśmy na swoją korzyść, dzięki czemu mamy sporą przewagę, mimo trzech porażek. Punktami podzieliliśmy się tylko z Górnikiem na starcie sezonu. Później albo braliśmy wszystko, albo nic.

 - W czym tkwi siła Śląska?
 - Przede wszystkim mamy bardzo silną, wyrównaną kadrę. Obojętnie, kto zagra w pierwszym składzie, jakość jest zawsze. Do tego w szatni panuje świetna atmosfera. Dobrze się rozumiemy, nie ma konfliktów i to potem znajduje odbicie na boisku.

 - Nie grozi Wam popadnięcie w samozadowolenie? Po serii zwycięstw siłą rzeczy może być trudniej o koncentrację.
 - To nam nie grozi, zapewniam. Nie spoczywamy na laurach, bo wiemy, że tak naprawdę jeszcze nic nie osiągnęliśmy. Jeżeli będziemy liderem po ostatniej kolejce, wtedy będzie wielka radość. Teraz nie ma o tym mowy.

 - A gdyby co, trener Orest Lenczyk chyba nie pozwoli piłkarzom "odlecieć"? On słynie z tego, że trzyma zawodników w ryzach.
 - Bez wątpienia. Szkoleniowiec tonuje nasze nastroje, jeśli uzna, że są zbyt optymistyczne. Wie, kiedy jakich słów użyć, żeby nas zmobilizować do dalszej walki i ciężkiej pracy. Na treningach nikt nie może sobie odpuścić.

- Trener Lenczyk dość długo się do Pana przekonywał, ale chyba w końcu się przekonał. Od jakiegoś czasu regularnie gra Pan w pierwszym składzie. Dawniej bywało różnie.
 - Bywało różnie, bo jak wspominałem, każdy z nas może grać od początku i nie będzie osłabiał drużyny. Ale faktycznie, w siedmiu kolejnych meczach zaczynałem od pierwszych minut, nie licząc meczu z Bełchatowem [porażka 0:3, red.], z którego wyeliminowała mnie grypa żołądkowa. Tym bardziej się cieszę, że utrzymuję się na powierzchni przy takiej konkurencji. Najlepiej było ją widać w Lubinie. Szansę po dłuższej przerwie dostał Piotrek Ćwielong i od razu został jednym z bohaterów.

 - Lenczyk powiedział kiedyś, że niewiele wynika z "wiatru", który Sobota robi na boisku. Wydaje się, że to nadal Pana problem. W tym sezonie ligowym jak dotąd strzelił Pan tylko jednego gola i zanotował jedną asystę. Mało...
 - Z pewnością pod tym względem mogłoby być lepiej, ale najwidoczniej moja gra nie wygląda tak źle. Staram się przede wszystkim pracować dla drużyny, mój interes schodzi na dalszy plan. I skoro trener daje mi coraz więcej szans, najwidoczniej jest zadowolony. 

 - Po pierwszych tygodniach w Ekstraklasie mówił Pan, że musi wiele poprawić odnośnie taktyki. Udało się?
 - Tak, bo teraz jestem znacznie bardziej przydatny w grze defensywnej.  To chyba widać gołym okiem. Nie ograniczam się tylko do ataku. Na takim poziomie trzeba prezentować trochę więcej. Co nie znaczy, że już jest idealnie. Ogólnie w Ekstraklasie nabrałem sporego doświadczenia i jestem dziś lepszym piłkarzem.

 - Nie dziwi Pana, że żaden piłkarz Śląska nie jest powoływany do reprezentacji Polski?
 - Mówi o tym coraz więcej osób. Też to zauważyłem. Nie mogę jednak powiedzieć nic innego niż to, że Franciszek Smuda ma swoją koncepcję i nie chcę ingerować w jego wizję. Nie powiem mu, że ma od dziś powoływać zawodników Śląska. Choć gdyby chciał, na pewno dwóch, trzech piłkarzy z naszej drużyny mógłby od razu wziąć na kadrę i poradziliby sobie.

 - Wśród nich jest Waldemar Sobota?
 - Nie mnie oceniać. Nie wiem nawet, czy selekcjoner ma wyrobioną jakąś opinię na mój temat.

- Rok temu przymierzano Pana do Wisły Kraków. Później już nie był Pan bohaterem transferowych plotek. Nikt się Panem nie interesuje?
 - Nic mi nie wiadomo o innych klubach. Przy okazji meczu Polska - Włochy do Wrocławia przyjeżdża mój agent Marek Citko. Spotkamy się, pogadamy i dowiem się, co nowego słychać w tych kwestiach.

 - O jakiejś konkretnej lidze Pan marzy?

 - Zawsze chciałem występować w Bundeslidze. Najlepiej w Bayernie Monachium, któremu bardzo kibicuję, ale nie wiem, czy jest to dla mnie osiągalne.

 - Robert Lewandowski jeszcze kilka lat temu to samo mógłby powiedzieć o Borussi Dortmund.

 - Jego przykład mnie inspiruje. Robert pokazuje, że ciężką pracą można wspinać się coraz wyżej i zajść bardzo wysoko.

 - Gdy rozmawialiśmy pod koniec ubiegłego roku, mówił Pan, że w styczniu czeka go egzamin na trenera drugiej klasy. Udało się zdać?

 - Tak, powiodło się i można powiedzieć, że dziś jestem trenerem drugiej klasy (śmiech).

 - Będzie coś dalej?
 - Na razie niczego nie planuję. Teraz koncentruję się tylko na graniu w piłkę.

 - Ma Pan już jednak za sobą zajęcia z młodymi zawodnikami MKS Kluczbork.
 - Kilka razy wziąłem udział w czymś takim. Już na początku roku dostałem zaproszenie od działaczy MKS i skorzystałem z tego. Fajna przygoda, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że po zakończeniu kariery chciałbym prowadzić grupy młodzieżowe. Może trenerem będę nawet lepszym niż piłkarzem.

materiał: 2x45minut.com